Powiedz nam, co myślisz!
Pomóż innym i zostaw ocenę!
Zaloguj się, aby dodać opinię
Robert
02/02/2024
opinia recenzenta nie jest potwierdzona zakupem
Nigdy wcześniej nie napotkałem na podobną lekturę. Jak trafnie zauważono w recenzji sprzed lat, przytoczonej we wstępie, ta książka powinna być przeczytana przez każdego zdolnego do czytania. Nie dlatego, że jest makabryczna - do tego mamy horrory i thrillery, ani też nie po to, by podsycić ekstremalne nacjonalizmy, które i tak mają tendencję do samonapędzania się. Zamiast tego, powinno się ją przeczytać, aby przyjąć na siebie relację z przeszłości i nauczyć się, jak należy żyć. Po lekturze tej książki, sposób, w jaki postrzega się świat, zmienia się odrobinę, w tym także ludzką rzeczywistość.Stanisław Grzesiuk nie przedstawia tutaj heroicznych opowieści. Nie kreśli martyrologicznych narracji, które katują duszę czytelnika relacjami niewyobrażalnego okrucieństwa, jakiego doświadczały osoby w obozach koncentracyjnych. Nie prowokuje refleksji na temat wojny w duchu „nigdy więcej" wojen czy obozów. Zamiast tego, dostarcza niesamowicie dokładną opowieść o tym, jak wyglądało życie więźniów obozowych w niemal każdym jego aspekcie - jak sam musiał sobie radzić, organizować się, przetrwać.Trudno jest napisać „recenzję" czy „opinię" o takich wspomnieniach, ponieważ ich wartości merytorycznej się nie ocenia. Ale autor ukazuje, jacy byli ludzie, jak sobie nawzajem pomagali - albo nie - i jak się traktowali w obliczu ogólnej dehumanizacji i walki o codzienne przetrwanie. Rezygnacja i obojętność wobec cudzego losu kontrastują z bezinteresowną pomocą.To bez wątpienia lektura ciężka, napisana przez człowieka, który zdawało by się, nie przejmuje się tym, co się wokół niego dzieje. Może to niedokładne sformułowanie, ale Grzesiuk w swoich opowieściach akceptuje rzeczywistość taką, jaką jest, i kontynuuje „iść do przodu", robiąc wszystko, co konieczne, by żyć - jak sam pisze, nie przeżyć, lecz żyć. Bez oceniania, bez moralizowania, przyjmujesz fakty przedstawione przez autora i podążasz za nim przez całą książkę, nie dowierzając, że to, co się działo, mogło mieć miejsce, że takie rzeczy były niezbędne do życia.Autor porusza także kwestie rzadko eksplorowane w innych relacjach obozowych, takie jak homoseksualizm i „gospodarcze" zastosowanie seksualności w relacjach między więźniami o różnych statusach. To robi nieodparte wrażenie - życie w obozie, choć bliskie śmierci, miało swoje mechanizmy podobne do tych w więzieniach na całym świecie, gdzie taka tematyka jest omawiana bardziej bezpośrednio.Szokująca, ale jakże prawdziwa i logiczna jest opisana przez autora organizacja jedzenia, jego dystrybucja czy dzielenie się nim - wybory, kiedy nie zawsze opłaca się podzielić kromką chleba z kimś, kto i tak wkrótce umrze, czy też kombinacje i oszustwa pomiędzy więźniami. Nie było tak, że każdy pomagał każdemu i wspierał się wzajemnie. ""Pomogę Ci, ale przepisz mi młyn lub dom, jak przeżyjemy"" - takie były realia. W obozie istniała „arystokracja" więźniów, lepiej usytuowana dzięki funkcjom lub sprytowi, oraz „muzułmanie", praktycznie już przeznaczeni na śmierć w krematorium.O tej książce można by pisać jeszcze wiele, ale nie ma sensu zdradzać jej treści w recenzji. Wystarczy powiedzieć, że narracja jest bardzo dobra, a autor pisze nie jako literat czy redaktor, ale jako zwykły człowiek, dzięki czemu jego relacja jest bardziej bezpośrednia i trafna - przypomina narrację Rafała Gan-Ganowicza w jego książce „Kondotierzy". Tematyka jest inna, ale styl podobny: prosty, bezpośredni, bez zbędnych upiększeń. Warszawskie cwaniactwo autora, wielokrotnie wskazywane w książce jako sposób na przetrwanie, również wnosi wiele do lektury.Nie Oświęcim, ale Dachau, Mauthausen, Gusen. To bardzo ważna książka. Nie napiszę „polecam" czy „super", ale jestem przekonany, że warto ją przeczytać.
Anonimowy użytkownik
25/09/2024
opinia recenzenta nie jest potwierdzona zakupem
Nigdy wcześniej nie napotkałem na podobną lekturę. Jak trafnie zauważono w recenzji sprzed lat, przytoczonej we wstępie, ta książka powinna być przeczytana przez każdego zdolnego do czytania. Nie dlatego, że jest makabryczna - do tego mamy horrory i thrillery, ani też nie po to, by podsycić ekstremalne nacjonalizmy, które i tak mają tendencję do samonapędzania się. Zamiast tego, powinno się ją przeczytać, aby przyjąć na siebie relację z przeszłości i nauczyć się, jak należy żyć. Po lekturze tej książki, sposób, w jaki postrzega się świat, zmienia się odrobinę, w tym także ludzką rzeczywistość.Stanisław Grzesiuk nie przedstawia tutaj heroicznych opowieści. Nie kreśli martyrologicznych narracji, które katują duszę czytelnika relacjami niewyobrażalnego okrucieństwa, jakiego doświadczały osoby w obozach koncentracyjnych. Nie prowokuje refleksji na temat wojny w duchu „nigdy więcej" wojen czy obozów. Zamiast tego, dostarcza niesamowicie dokładną opowieść o tym, jak wyglądało życie więźniów obozowych w niemal każdym jego aspekcie - jak sam musiał sobie radzić, organizować się, przetrwać.Trudno jest napisać „recenzję" czy „opinię" o takich wspomnieniach, ponieważ ich wartości merytorycznej się nie ocenia. Ale autor ukazuje, jacy byli ludzie, jak sobie nawzajem pomagali - albo nie - i jak się traktowali w obliczu ogólnej dehumanizacji i walki o codzienne przetrwanie. Rezygnacja i obojętność wobec cudzego losu kontrastują z bezinteresowną pomocą.To bez wątpienia lektura ciężka, napisana przez człowieka, który zdawało by się, nie przejmuje się tym, co się wokół niego dzieje. Może to niedokładne sformułowanie, ale Grzesiuk w swoich opowieściach akceptuje rzeczywistość taką, jaką jest, i kontynuuje „iść do przodu", robiąc wszystko, co konieczne, by żyć - jak sam pisze, nie przeżyć, lecz żyć. Bez oceniania, bez moralizowania, przyjmujesz fakty przedstawione przez autora i podążasz za nim przez całą książkę, nie dowierzając, że to, co się działo, mogło mieć miejsce, że takie rzeczy były niezbędne do życia.Autor porusza także kwestie rzadko eksplorowane w innych relacjach obozowych, takie jak homoseksualizm i „gospodarcze" zastosowanie seksualności w relacjach między więźniami o różnych statusach. To robi nieodparte wrażenie - życie w obozie, choć bliskie śmierci, miało swoje mechanizmy podobne do tych w więzieniach na całym świecie, gdzie taka tematyka jest omawiana bardziej bezpośrednio.Szokująca, ale jakże prawdziwa i logiczna jest opisana przez autora organizacja jedzenia, jego dystrybucja czy dzielenie się nim - wybory, kiedy nie zawsze opłaca się podzielić kromką chleba z kimś, kto i tak wkrótce umrze, czy też kombinacje i oszustwa pomiędzy więźniami. Nie było tak, że każdy pomagał każdemu i wspierał się wzajemnie. ""Pomogę Ci, ale przepisz mi młyn lub dom, jak przeżyjemy"" - takie były realia. W obozie istniała „arystokracja" więźniów, lepiej usytuowana dzięki funkcjom lub sprytowi, oraz „muzułmanie", praktycznie już przeznaczeni na śmierć w krematorium.O tej książce można by pisać jeszcze wiele, ale nie ma sensu zdradzać jej treści w recenzji. Wystarczy powiedzieć, że narracja jest bardzo dobra, a autor pisze nie jako literat czy redaktor, ale jako zwykły człowiek, dzięki czemu jego relacja jest bardziej bezpośrednia i trafna - przypomina narrację Rafała Gan-Ganowicza w jego książce „Kondotierzy". Tematyka jest inna, ale styl podobny: prosty, bezpośredni, bez zbędnych upiększeń. Warszawskie cwaniactwo autora, wielokrotnie wskazywane w książce jako sposób na przetrwanie, również wnosi wiele do lektury.Nie Oświęcim, ale Dachau, Mauthausen, Gusen. To bardzo ważna książka. Nie napiszę „polecam" czy „super", ale jestem przekonany, że warto ją przeczytać.