Tato, no weź Kupa i inne radości tacierzyństwa Kamil Baleja Książka
Wydawnictwo: | Agora |
Rodzaj oprawy: | Okładka broszurowa ze skrzydełkami |
Liczba stron: | 288 |
Format: | 15.5x21.5cm |
Rok wydania: | 2023 |
Kup w zestawie
Szczegółowe informacje na temat książki Tato, no weź Kupa i inne radości tacierzyństwa
Wydawnictwo: | Agora |
EAN: | 9788326839221 |
Autor: | Kamil Baleja |
Rodzaj oprawy: | Okładka broszurowa ze skrzydełkami |
Liczba stron: | 288 |
Format: | 15.5x21.5cm |
Rok wydania: | 2023 |
Data premiery: | 2022-06-29 |
Język wydania: | polski |
Podmiot odpowiedzialny: | Agora Książka i Muzyka sp. z o.o Czerska 8/10 00-732 Warszawa PL e-mail: [email protected] |
Zainspiruj się podobnymi wyborami
Podobne do Tato, no weź Kupa i inne radości tacierzyństwa
Inne książki z kategorii Proza
Oceny i recenzje książki Tato, no weź Kupa i inne radości tacierzyństwa
Dziennikarz radiowy, Kamil Baleja, znany z Radio Złote Przeboje, tym razem odważnie zabiera się za temat rodzicielskich wpadek, zaskoczeń i nieoczywistości, bo to przecież jak jedno wielkie jajko niespodzianka. Rollercoaster, do którego nie przygotuje żaden, nawet najbardziej wnikliwy i przemądry podręcznik. I ja się cieszę, bo wreszcie mamy bycie rodzicem podane z perspektywy taty, choć i mamy tu nie zabraknie, oj nie!Bo czasem trzeba. Coś z humorem, łatwego do zgryzienia, lekkostrawnego, choć każdy rodzic chyba przyzna mi rację, że w gruncie rzeczy, rozterki wychowawcze są zawsze wagi ciężkiej i determinują nasze codzienne bycie. Jednak okazuje się, że nie musimy nieustannie wspinać się na wyżyny intelektualnych akrobacji, bo poleniuchować na czytelniczej plaży też jest dobrze (ale tylko przez chwilę, żeby nie rozleniwić się na wieki).Nie spodziewałam się, nie sądziłam, w swoich przedrodzicowych snach bym nie wyśniła, że będę się śmiała. Z wątpliwych uroków ciążowych dolegliwości (znam z autopsji jak mało kto ;) ), wspólnego zasiadania w ławce w szkole rodzenia (choć z siedzeniem ma to mało wspólnego), z fizjologicznych awarii dziecka swego (miejsca i godziny nieznane), z masy gadżetów, które przecież niezbędne do egzystencji każdego szczęśliwego posiadacza potomstwa (mata monitorująca oddech, elektroniczne nianie i urządzenia do mierzenia poziomu laktacji, coś tam się wie). Z testu rodzicielskiej wytrzymałości - niekończących się kolek i dobrych rad, które są przecież jedynym słusznym panaceum na wszelkie wyboistości dzieciowych zagwozdek. Z żywieniowych nowości, które nie chcą być przełknięte (nie, bo nie!), z castingów na najlepszą nianię, pierwszych żłobkowych przytuleń i obślinionych oznak czułości. Z wielkich słów w małych ustach, z utworu Baby Shark, do którego tańczyć mają dorośli (przecież dziś trzeba się wysoce angażować w proces wychowawczy, a jakże), z Mikołaja z pętem kiełbasy i garści żelków, o których mamusia wcale się nie dowie. Z udawania baletnicy i puchatego stworka z bajki (czego się nie zrobi dla szkraba swego), z zakazanych słów, które domagają się uwagi, stu pytań do, tysiąca odśpiewanych kołysanek i głaskań po pleckach. Wreszcie z relacji Małżowiny i Małża, bo wraz z nowym człowiekiem ona ewoluuje, zmienia się, dostosowuje, a kiszone ogórki mogą zwiastować nadciagające tornado. I to wszystko tu jest. Kupa radości, jak nic ;)Zwariowana jak tylko się da (i nie pozwalająca czytelnikowi dać się zwariować, czyli dwa w jednym!), autentyczna do granic, bo wszystko to jakby już gdzieś się widziało (aaa, tak, we własnym życiu, no przecież!), nudy nie ma nawet grama. Bo rodzicielstwo to istny survival, więc można sporo zaoszczędzić na tego typu eventach. Walczysz o przetrwanie swoje i dziecka, dzień po dniu, bez przerw i postojów. Brudne buzie, a przy okazji także ściany, niewłaściwy kolor kubka niczym burzowe chmury, które już za moment wybuchną gradem, krótkie spodenki zimą, inaczej strajk głodowy i kategoryczna odmowa jego przerwania. Dzieje się, dzieje i tu mamy to na tacy. Z przymrużeniem oka, z bezradnym rozłożeniem dłoni, z opadaniem z sił, ale zawsze do przodu. I wiecie co, jest pięknie. Nie zamieniłabym tej przygody na cokolwiek innego, choćby oferowali miliony (póki co nikt nie oferuje). A rodzic idealny po prostu nie istnieje, więc cokolwiek się zdarza, pamiętajmy o noszeniu ze sobą ton śmiechu, które rozładują każde napięcie. Mam też inny pomysł, po prostu noście ze sobą tę książkę - w razie nagłego alarmu. Skuteczność gwarantowana! www.zyj-bardziej.pl
Dziennikarz radiowy, Kamil Baleja, znany z Radio Złote Przeboje, tym razem odważnie zabiera się za temat rodzicielskich wpadek, zaskoczeń i nieoczywistości, bo to przecież jak jedno wielkie jajko niespodzianka. Rollercoaster, do którego nie przygotuje żaden, nawet najbardziej wnikliwy i przemądry podręcznik. I ja się cieszę, bo wreszcie mamy bycie rodzicem podane z perspektywy taty, choć i mamy tu nie zabraknie, oj nie!Bo czasem trzeba. Coś z humorem, łatwego do zgryzienia, lekkostrawnego, choć każdy rodzic chyba przyzna mi rację, że w gruncie rzeczy, rozterki wychowawcze są zawsze wagi ciężkiej i determinują nasze codzienne bycie. Jednak okazuje się, że nie musimy nieustannie wspinać się na wyżyny intelektualnych akrobacji, bo poleniuchować na czytelniczej plaży też jest dobrze (ale tylko przez chwilę, żeby nie rozleniwić się na wieki).Nie spodziewałam się, nie sądziłam, w swoich przedrodzicowych snach bym nie wyśniła, że będę się śmiała. Z wątpliwych uroków ciążowych dolegliwości (znam z autopsji jak mało kto ;) ), wspólnego zasiadania w ławce w szkole rodzenia (choć z siedzeniem ma to mało wspólnego), z fizjologicznych awarii dziecka swego (miejsca i godziny nieznane), z masy gadżetów, które przecież niezbędne do egzystencji każdego szczęśliwego posiadacza potomstwa (mata monitorująca oddech, elektroniczne nianie i urządzenia do mierzenia poziomu laktacji, coś tam się wie). Z testu rodzicielskiej wytrzymałości - niekończących się kolek i dobrych rad, które są przecież jedynym słusznym panaceum na wszelkie wyboistości dzieciowych zagwozdek. Z żywieniowych nowości, które nie chcą być przełknięte (nie, bo nie!), z castingów na najlepszą nianię, pierwszych żłobkowych przytuleń i obślinionych oznak czułości. Z wielkich słów w małych ustach, z utworu Baby Shark, do którego tańczyć mają dorośli (przecież dziś trzeba się wysoce angażować w proces wychowawczy, a jakże), z Mikołaja z pętem kiełbasy i garści żelków, o których mamusia wcale się nie dowie. Z udawania baletnicy i puchatego stworka z bajki (czego się nie zrobi dla szkraba swego), z zakazanych słów, które domagają się uwagi, stu pytań do, tysiąca odśpiewanych kołysanek i głaskań po pleckach. Wreszcie z relacji Małżowiny i Małża, bo wraz z nowym człowiekiem ona ewoluuje, zmienia się, dostosowuje, a kiszone ogórki mogą zwiastować nadciagające tornado. I to wszystko tu jest. Kupa radości, jak nic ;)Zwariowana jak tylko się da (i nie pozwalająca czytelnikowi dać się zwariować, czyli dwa w jednym!), autentyczna do granic, bo wszystko to jakby już gdzieś się widziało (aaa, tak, we własnym życiu, no przecież!), nudy nie ma nawet grama. Bo rodzicielstwo to istny survival, więc można sporo zaoszczędzić na tego typu eventach. Walczysz o przetrwanie swoje i dziecka, dzień po dniu, bez przerw i postojów. Brudne buzie, a przy okazji także ściany, niewłaściwy kolor kubka niczym burzowe chmury, które już za moment wybuchną gradem, krótkie spodenki zimą, inaczej strajk głodowy i kategoryczna odmowa jego przerwania. Dzieje się, dzieje i tu mamy to na tacy. Z przymrużeniem oka, z bezradnym rozłożeniem dłoni, z opadaniem z sił, ale zawsze do przodu. I wiecie co, jest pięknie. Nie zamieniłabym tej przygody na cokolwiek innego, choćby oferowali miliony (póki co nikt nie oferuje). A rodzic idealny po prostu nie istnieje, więc cokolwiek się zdarza, pamiętajmy o noszeniu ze sobą ton śmiechu, które rozładują każde napięcie. Mam też inny pomysł, po prostu noście ze sobą tę książkę - w razie nagłego alarmu. Skuteczność gwarantowana! www.zyj-bardziej.pl